piątek, 7 grudnia 2018

Kwiaty doniczkowe

Zielony związek. Kwiaty doniczkowe i ja. 

Bardzo długo nie było nam razem dobrze. Odkąd wyprowadziłam się od rodziców (w domu których aż roi się od doniczek), w "moich" mieszkaniach jakieś kwiaty doniczkowe zawsze były. Tyle że ja nie umiałam, a może nie chciałam o nie dbać. Więc żyły sobie własnym życiem. Musiały mieć silną wolę walki a nawet życia, jeśli chciały istnieć na tym świecie. Oczywiście podlewałam je raz na jakiś czas, ale już o przesadzaniu czy nawożeniu nie było mowy.  Wychodziłam z założenia, że obustronnie się nie lubimy, nie mam "ręki" do kwiatów i dobrowolnie nie wchodziłam w posiadanie nowych roślin. 

Sytuacja się trochę zmieniła, gdy przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania. Po pierwsze było w nim więcej parapetów (we wcześniejszym, taki powiedzmy przystosowany do doniczek, był jeden parapet). Po drugie kilka osób przychodząc do nas po raz pierwszy obdarowało nas "doniczką", z czego byłam średnio zadowolona. Po trzecie, moja mama zadbała o to, żebym miała więcej kwiatków. Oczywiście poprosiłam o gatunki mało wymagające i odporne  na zaniedbania właściciela, czyli mnie. Skoro już ma  mnie uszczęśliwić tymi kwiatami, to niech przynajmniej trochę pożyją.  W sumie to nawet się ucieszyłam, jak kolejne białe doniczki (tak jak chciałam) pojawiały się przy oknie. Tyle że znowu dało o sobie znać moje złe podejście. Co prawda wszystkie kwiatki żyły, ale jakoś nie widać było w nich energii. Były, bo były.

Pewnego razu nastąpił przełom. W moim myśleniu przede wszystkim. Zaczęło się od zdjęć na IG (np. trzeciepietro) i Pintereście doniczkowych kwiatów w pięknych, takich starych doniczkach. Tu szybki przykład z "trzeciego piętra" właśnie:



Zaczęłam trochę czytać o takich doniczkach, jaki dobry wpływ mają na roślinki i zapaliła mi się lampeczka w głowie z myślą, że może to w takich doniczkach tkwi sekret?! Jakbym miała takie doniczki, to pewnie i moje kwiaty zaczęłyby rosnąć pełnią życia 😉 Nastąpiła akcja poszukiwawcza. Podczas najbliższej wizyty w domu dziadków, razem z mamą wyszperałyśmy takie cudne doniczki!



Nie pozostało już nic innego, jak poprzesadzać moje kwiaty i cieszyć się ich pięknym widokiem. Tak też zrobiłam. Kupiłam ziemię i powoli przesadziłam większość moich kwiatów. Prezentują się znakomicie! Postanowiłam bardziej o nie dbać. Nie zapominam regularnie ich podlewać, poprzestawiałam sukulenty na parapet bardziej słoneczny. Na razie daję im czas na przyzwyczajenie się. Z czasem może kupię jakąś odżywkę? Choć to raczej dopiero wiosną. Zima to czas wolnej wegetacji roślin, więc nie chcę im przeszkadzać. Postanowiłam też trochę się dokształcić w zielonej tematyce. W maminej biblioteczce podkradnę stosowną lekturę, po skończeniu której tajniki hodowli kwiatów doniczkowych będą już jasne i zrozumiałe. 










czwartek, 6 grudnia 2018

Kosmetyki DIY

Pasta do mycia ciała, którą zrobimy w 5 minut!


Brzmi niewiarygodnie? A jednak! W dodatku będzie bardzo eko i tanio!

Wystarczy mąkę ziemniaczaną połączyć z olejem (kokosowym, lnianym, oliwą z oliwek, co komu pasuje). Następnie wymiętolić składniki ręką, w jakiejś niewielkiej miseczce (tzn. w zależności od ilości dodanej mąki). Po chwili najprostsza, nawilżająco-wygładzająca pasta do mycia gotowa! Można dodać kilka kropelek ulubionego olejku eterycznego, lub zrobić mix ulubionych zapachów.  Ja dodaję mieszankę: mięta, magnolia, kora cynamonu, białe piżmo. Czasami dodaję coś jeszcze, czasami ograniczam się do dwóch zapachów. Zależy od humoru.

Jeśli chcemy, by pasta do mycia miała właściwości peelingu, można dodać do niej np. suszonego rumianku! Taki susz można kupić w każdym sklepie zielarskim, w niektórych aptekach i przez internet. Właściwości nieco złuszczające ma też mąka ryżowa. Taka kupiona w sklepie spożywczym. Ja zawsze dodaję choć trochę. Nie za dużo, bo tą pastą myję też dzieci, a im akurat peelingować nic nie trzeba 😉

Inny peeling? Fusy z kawy "zalewajki".  Nie wierzyłam w moc kawowych fusów, dopóki sama ich nie użyłam! Umyłam nimi ręce, taką szorstką breją. Spłukałam. Na koniec nakremowałam ręce i dłonie jak po najlepszym zabiegu SPA! Naprawdę polecam!


Z okazji dzisiejszych Mikołajek taką pastę możemy zrobić komuś w prezencie! Pięknie pachnie, ma fajne właściwości. Wystarczy przełożyć do pudełeczka (np. po kremie), przewiązać wstążką i świetny mikołajkowy upominek gotowy!




środa, 5 grudnia 2018

Nie umiem gotować?

Nie umiem dobrze gotować.

Jestem pewna, że gdyby A. docenił moje starania, to przez te wszystkie lata wyszkoliłabym się na mistrza w kuchni. Niestety pan mąż gotuje duużo lepiej, bez wisiłku, zawsze mu wszystko wychodzi pyszne, więc moje nieudolne próby zapisuję do listy "w tym też jestem słaba".

Ale, ale! Generalnie rzec ujmując, coś tam potrafię upichnić smacznego! Ba, innym też smakuje. Tyle że często jest tak, że jeśli już gotuję, to jem to głównie sama 😋 Bo pan mąż "nie ma ochoty", albo "bez mięsa to ja nie jem". To nie jedz, będzie więcej dla mnie 😁 Makarony mogłabym jeść a śniadanie, obiad i kolację. Wystarczy choćby odrobina szpinaku, cebula, czosnek, suszone pomidory i danie królowej gotowe. Proste, szybkie i smaczne, Tak lubię gotować i jeść.

Jednak fakt jest taki, że gdy ma się dla kogo gotować i jeszcze ten ktoś z przyjemnością to zjada, to oczywiście i starać się bardziej chce. Póki co gotuję głównie dla siebie i oczu mojej siostry, która mieszka za daleko, żeby to zjeść, ale robione przeze mnie zdjęcia jedzenia chętnie ogląda😘

A plate of creamy Tuscan chicken paired with thick tagliatelle, fresh basil, and a glass of chilled white wine.
Zdjęcie: Pinterest

Poza tym potrafię piec pyszne ciasta, które również pochłaniam w samotności. Co prawda dzieci czasami mi pomagają w konsumpcji, ale i bez nich sobię radzę. Z ogromną przyjemnością. Jestem łasuchem 😝💪 Zdjęcie poniżej to bułeczki mojego wykonania, żeby nie było! Wyszły bardzo smaczne.


Podsumowując: jednak trochę umiem gotować 😀 Tyle że nie mam dla kogo (dzieci nie należą do kategorii "zjem wszystko, co mi dadzą").  To nic, o siebie też trzeba dbać!

poniedziałek, 3 grudnia 2018

Muzyka na dobry dzień

Dobrze jest zacząć dzień od czegoś miłego


Dziś to będzie kilka melodii, które lubię. Polskich 😉 Trochę patriotyzmu, a co! 😉 Ta niewielka dawka fajnej muzyczki - taki misz masz -  niech będzie miłym akcentem tego ponurego dnia za oknem.



Daria Zawiałow, Kundel Bury


The Dumpling, Nie gotujemy


Micromusic, Tak mi się nie chce

Micromusic może trochę rozleniwić, bo przecież nic się nie chce.  Dlatego Łąki Łan da pozytywnego kopa 😀 Na mnie zawsze działa!

Łąki Łan, Jamin

Miłego dnia!

środa, 28 listopada 2018

Naturalne kosmetyki a uczulenie

Naturalne, eko, bez chemii. 


Kosmetyki, których chciałabym używać, ale mnie na nie nie stać. Ryli?!

Takie kosmetyki były zawsze gdzieś blisko, coś o nich słyszałam. Wszystko fajne, ale jakoś nie było nam po drodze. Do czasu.

Po pierwsze chciałam używać kosmetyków, które są dobre dla mojej cery, dla mojego ciała. Są ładnie zapakowane, ładnie pachną. Raz się żyje. Poszłam do drogerii i na początek inwestycji w siebie - a co! - kupiłam sobie zestaw kremów na dzień i na noc, za ok. 100zł. Znanej marki. Wszystko mi się w  nich podobało. Po pierwszym użyciu normalnie czułam ich działanie. Bomba! Tyle, że następnego dnia mogłam się zadrapać. Moja szyja i powieka jednego oka (jakaś wrażliwsza od drugiej?) były czerwone i strasznie swędziały. No przypadek przecież. Nie poddałam się i kolejny dzień aplikowałam moje nowe kremy. Porażka. Nie da się tak żyć. Odstawiłam kremy, uczulenie przeszło. Po pewnym czasie wróciłam do nich i niestety skończyło się tak samo. Nie są dla mnie. Chlip chlip.

W związku z tym narodził się drugi warunek: chcę używać kosmetyków, które są dla mnie dobre i nie uczulają mnie. Poleciałam na zakupy do miejsca z kosmetykami bez chemii. Bez szaleństw. Kupiłam krem pod oczy. 40zł Miła pani sprzedająca zapewniała, że nikt uczulenia na nie nie dostał. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy ja je dostałam! Chciałam biec do tej kobiety i się pokazać. Pech?

Trzeci warunek, to kasa oczywiście. Pieniądze zawsze są ważne, ja nigdy nie mam ich za dużo (a ktoś ma?), więc tym bardziej staram się je wydawać z rozwagą.  Od dawna czytam bloga www.srokao.pl  - kompendium kosmetycznej wiedzy, analizy, wszystko super. Tam tez polecane są kosmetyki "te dobre", "lepsze" - ale niestety też nie tanie. Niby na sobie nie ma co oszczędzać, ale mimo wszystko jakoś szkoda kasy na krem pod oczy za 80zł.

I wtedy pojawiła się wiadomość, że w moim rodzinnym mieście będą warsztaty "Kosmetyki & Zioła" z Katarzyną Enerlich (wtedy zupełnie nie wiedziałam kto to taki, oprócz info przeczytanych na ogłoszeniu: pisarka, joginka). Ekokosmetyki. Hmm.. Czemu nie? Najpierw oczywiście trochę się krzywiłam na cenę za udział. Potem myśli o opiece nad dziećmi. Kilka godzin poza domem, a ja przecież Matka Polka, nie zostawiam swoich chłopaków na dłużej niż godzinka, dwie? Jednak zdecydowałam się. I to była świetna decyzja!

Pani Kasia zaraża pozytywnym myśleniem i z uśmiechem na ustach uświadomiła nam, jaką moc mają zioła! Składniki kosmetyków i lekarstwa na wszelkie dolegliwości rosną na łące! Niby to wiedziałam, ale gdy ktoś bardziej doświadczony i mądry opowiada o właściwościach "zielska", które całe życie gdzieś mi towarzyszyło, człowiek nabiera ochoty biec już teraz, szukać tych cudów natury i z nich korzystać!

O co dokładnie chodzi? M.in. o skrzyp polny, który z takim zamiłowaniem pielę w ogrodzie rodziców. Napar ze skrzypu w postaci płukanki do włosów wzmocni je i sprawi, że będą bardziej lśniące. Skoro włosy, to problem z przetłuszczaniem się. Tu należy ukłonić się w stronę kochanej pokrzywy! Zieloniutki jak trawa napar, znowu płukanka i kolejna dolegliwość zażegnana. Skoro dolegliwości, to choroby. Jakie? A choćby przeziębienie! Tu pomoże lipa czy kwiaty czarnego bzu. Wystarczy latem nazbierać, wysuszyć, i apteczka wzbogacone o naturalne leki.

Ja jestem oczarowana tą tematyką i z pewnością będę się starać poszerzać swoją wiedzę w tym zakresie.

(na zdjęciu Wrotycz - o niezliczonej liczbie właściwości i zastosowań)


wtorek, 27 listopada 2018

Dobra mama

Czy jestem dobrą mamą? Dla swoich dzieci pewnie najlepszą na świecie, bo innej nie mają. He he!


A tak poważnie: nie wiem. Czasami mogę śmiało powiedzieć, że tak, bez wątpienia. Kocham ich nad życie. Zasypuję buziakami, przytulam, ściskam i często powtarzam, że kocham. Bawię się z nimi, raz chętniej, raz mniej. Dbam o nich, jak tylko potrafię. No i staram się. Naprawdę się staram. Żeby byli zdrowi, najedzeni, wyspani, dobrze ubrani (albo w ogóle ubrani), szczęsliwi!

Są jednak chwile, że nie daję rady. Wtedy krzyczę, złoszczę się, czasem "rzucę mięsem".  I wtedy dobrą mamą nie jestem. A może jednak jestem? Czy dobra mama nie może mieć gorszego dnia? Nie może krzyknąć? Płakać z bezsilności? Może!! Jasne, że może! Ba, nawet powinna. Inaczej można mieć wątpliwości, czy jest człowiekiem.

Należy przy tym pamiętać, że szczęśliwa mama, to szczęśliwe dzieci! Ja niestety czasami o tym zapominam. Pracuję nad sobą i staram się sama siebie uszczęśliwiać 😉

Moje sposoby na bycie szczęśliwą mamą:


1. Zakupy solo, choćby w Biedronce! Pamiętam moje pierwsze wyjście bez dziecka, właśnie do Biedry! Między półkami chyba latałam 😁
2. Manicure. Nie wiem jak Wy, ale ja lubię mieć pomalowane paznokcie. Przede wszystkim dla mnie jest to ochrona przed obgryzaniem. Poza tym poprawia mi się nastrój, gdy mam ładne paznokcie. Kolor oczywiście też jest istotny! W zależności od "humoru", wybieram odpowiedni. Lubię czerwień, fuksję, róż i szarości. Rzadziej niebieskie, zielone. Nigdy (jeszcze) nie miałam białych ani czarnych. Jakiś specjalista pewnie mógłby zrobić analizę osobowości na podstawie wyborów koloru lakieru do paznokci 😋 No więc maluję sobie paznokcie (od ponad roku hybrydy) i jestem szczęśliwa.
3. Książki. Przeczytanie choćby kilku stron jest dla mnie wielką przyjemnością. Szczególnie, gdy lektura jest wciągająca i nie można się od niej oderwać.
4. Fb.  Wiadomo, że jest to złodziej czasu. Wiadomo, że przewija się wpisy bez końca. Mimo wszystko fajnie jest zorientować się co u kogo.
5. Instagram. Od zawsze uwielbiałam oglądać zdjęcia. Instagram to raj dla moich oczu. Choć staram się wyselekcjonować "Obserwowanych", to i tak ta liczba wciąż rośnie.
6. Wyjście z koleżanką. Na kawę, herbatę czy piwko. Ważne, żeby wyjść i się dobrze bawić. I nie dzwonić co chwila do domu, czy dzieci całe. Sprawdzania telefonu jakoś nie mogę się oduczyć, ale staram się przynajmniej ograniczyć to zerkanie 😃
7. Uczestniczenie w fajnych wydarzeniach. Co prawda nie jestem duszą towarzystwa i moje udzielanie się "w świecie" też trochę kuleje, ale co jakiś czas biorę udział w czymś ciekawym. Kilka dni temu brałam udział w wykładzie na temat właściwości olejków eterycznych (muszę wprowadzić w życie!). Wcześniej brałam udział w  warsztatach dotyczących naturalnych kosmetyków (do dziś robię pastę do mycia ciała, toniki, płukanki do włosów). Także naprawdę warto rozejrzeć się wokół i zobaczyć, co się dzieje ciekawego w naszej okolicy.
8. Wygadanie się. Gdy mi smutno, gdy mi źle, lubię się komuś wyżalić. Czasami jest to siostra na whatsapp'ie, czasami przyjaciółka przy piwie. Kiedy nie ma nikogo blisko, zapisuję swoje myśli w kalendarzu. Jak wyleję gdzieś swoje smutki, jakoś mi lepiej. Co prawda jestem osobą starającą się nie pokazywać wszystkim wokół, jaka jestem nieszczęśliwa. Gdy mam złe dni najpierw walczę z tym sama. Ale podzielenie się swoimi problemami z kimś drugim, zawsze jest dobrym pomysłem!

A jak jest u Was?

Kobieta trzymająca balony

poniedziałek, 26 listopada 2018

Podróże

Podróże to lekarstwo na wszystko! 

Bujanie w obłokach, wizualizacje marzeń. Nie ma to jak pomarzyć o podróżach.

Co jak co, ale podróże - ich planowanie od rezerwacji samolotu, szukanie noclegów, po tworzenie planu zwiedzania - to dla mnie mega przyjemność. Z odrobinką stresu, gdy zawsze szuka się, żeby było najtaniej, ale fajnie ;)

 Pakowanie
Pinterest



Co prawda moje pakowanie nigdy nie wygąda tak ładnie, jak na zdjęciu powyżej, ale nie mogę narzekać. W pakowaniu jestem minimalistką. Oczywiście pakując chłopaków staram się wziąć wszystko na każdą okoliczność, ale nie przesadzam. Pranie zawsze można zrobić w zlewie, a ja nie muszę każdego dnia paradowac w innej sukience (choć mogłabym, he he).

Nasze podróże z dziećmi zawsze wyglądają tak samo (pod względem logistycznym) : samochodem do Warszawy. Tam zostawiamy auto na płatnym parkingu. Stamtąd wiozą nas na Okęcie. Potem samolotem sruuu na wakacje. Na miejscu zazwyczaj jeszcze mamy do pokonania jakiś dystans do celu. Jeśli lecimy z biurem, nic mnie nie obchodzi. Jeśli planuję sama, to zawsze staram się ogarnąć temat, żeby wiedzieć co nas czeka, gdzie mamy się udać i jak to wszystko zrobić.

Co do kierunków naszych wypraw, to tak się składa, że jestem ciepłolubna. W związku z tym nasze podróże zawsze są w kierunku południa. Tam gdzie ciepło, gdzie słońce, tam można jechać/lecieć. Póki co były dwa wyjątki: pierwszy to Oslo - moja dziwaczna wyprawa z koleżanką z pracy, druga to Kłajpeda we trójkę z A. i S., ale taką wielką Pólnocą to Litwy nazwać nie mogę.

Nasz dotychczasowy, rodzinny "dorobek podróżniczy" to Grecja, Turcja, Czechy, Słowacja, Belgia i Francja z A., Litwa, Bułgaria z S. a ostatnio Albania z S. i S2 😀 Każda wyprawa to dużo słońca, spacerów i luzu. Tak jak lubię.

Relaks wczasy luz fajrant laba
Pinterest