sobota, 24 listopada 2018

Jak niewiele trzeba do szczęścia..

Tak niewiele trzeba do szczęścia!

(nie wiem jak to zrobiłam, ale wpis z wiosny 2017r. widnieje teraz z datą listopadową 2018r. - taki ze mnie haker!)


Już miałam doła. Serio. Wszystkiego dosyć, bo wokół zimno, szaro i ponuro. Wiosna nie chce jakoś przyjść, a obok nikt nie zarażał optymizmem. Zaczęłam drążyć temat wakacji. Już sama myśl o wyjeździe jest czymś fajnym, ale i w tej kwestii zero zrozumienia. No dół jak nic.

I wiecie co mi pomogło? Nadzieja! Ależ to brzmi, wiem wiem. Ale mąż dał mi nadzieję na wyjazd. Z boku może wyglądać na to, że jestem jakaś niezaradna życiowo, uzależniona od decyzji innych itp. Nie o to jednak chodzi. Bo oczywiście mogłabym sobie zorganizować wakacyjny wyjazd, posprawdzać bilety lotnicze, noclegi. Tylko że co mi z tego, gdy miałoby się to na tym etapie skończyć? Natomiast szczera rozmowa o naszych (jakże rożnych!) oczekiwaniach dała mi nadzieję. I to mi na razie wystarczy 😊 Jakbym dostała skrzydeł! Zaczęłam orientować się w temacie, wyszukiwać różnych opcji wyjazdu i to mi dało mnóstwo pozytywnej energii!

Zobaczymy co z tego wyjdzie. Oczywiście liczę na to, że nie na nadziei a na realizacji tych planów się skończy. Póki co, podróżuję po internetach i oczyma wyobraźni widzę siebie, a właściwie całą naszą czwórkę (bo człek w brzuchu to też człek) w tych wszystkich pięknych miejscach! Będzie dobrze!

Edit: Bylismy 3 dni na Litwie. Połąga i Kłajpeda z juniorem daje radę! Było bardzo fajnie, przed sezonem (początek czerwca 2017r.), tego mi było trzeba 😁




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz